8.07.2019

Od Phoebe do Valery’ego

Ostatnio wyjątkowo niskie temperatury dawały się Phoebe we znaki. Chociaż zwykle lubiła spędzać czas na świeżym powietrzu, w taką pogodę niechętnie opuszczała ciepłe zakątki swojego mieszkania, a jeżeli stawało się to absolutnie konieczne, zakładała na siebie wiele warstw ubrań. Tym razem bodźcem do wyjścia okazała się pusta lodówka. Unikając dworu za wszelką cenę, spędziła cały weekend czytając książki, ćwicząc inkantacje oraz grając na pianinie. Teraz ze zgrozą uświadomiła sobie, że czeka ją wieczorny spacer w poszukiwaniu jedzenia. Kolejne pół godziny zajęło jej przygotowanie się do wyjścia, do czego zaliczało się między innymi zrobienie idealnych kresek na powiekach i znalezienie nieużywanego przez kilka dni portfela. Kiedy już ubrana w wysokie kozaki i płaszcz o odcieniu ciemnego grafitu stała przed drzwiami, przypomniała sobie jeszcze, żeby zabrać telefon. Wychodząc z akademika nie spotkała żywej duszy. Najwyraźniej uczniowie akademii również spędzali wolne popołudnie u siebie, ucząc się lub odpoczywając. Przynajmniej pod tym względem Phoebe przypominała zwykłego ucznia. Dokładnie zakrywając twarz szalikiem, pchnęła drzwi i wyszła na mroźne powietrze. Idąc chodnikiem zostawiała ślady w świeżym śniegu, który skrzypiał jej pod butami. Na twarzy czarownicy zagościł delikatny uśmiech. Z zaciekawieniem obserwowała świat widoczny dookoła. Chociaż od Świąt Bożego Narodzenia minęło już sporo czasu, a prognozy pogody zapowiadały odwilż oraz ocieplenie temperatury, gdzieniegdzie wciąż można było dostrzec jeszcze ozdoby. Z naprzeciwka nadeszły dwie osoby trzymające się za ręce. Obie posłały dziewczynie ciepłe uśmiechy, które ta po chwili wahania odwzajemniła. Gdy po chwili się odwróciła, postacie zniknęły już w cieniu najbliższej alejki. Skręciwszy w główną ulicę, napotkała więcej ludzi. Niektórzy zmierzali do domów ciasno otuleni puchowymi kurtkami, inni ze śmiechem kierowali się do wciąż jeszcze otwartych pubów, a kilkoro przechodniów wyglądało, jakby wyszli z psem na wieczorny spacer. Phoebe zatrzymała się przy pierwszym znalezionym barze, z uwagą studiując godziny jego otwarcia. Kiedy uświadomiła sobie, iż lokal już od niemal godziny był zamknięty, westchnęła z frustracją. Z burczącym z głodu brzuchem ruszyła w dalsze poszukiwania. Przechodząc koło ciemnych witryn sklepów i jadłodajni, była coraz bardziej przekonana, że będzie musiała powrócić do domu bez kolacji. Niespodziewanie jednak spostrzegła jarzące się w oddali światła fast fooda, do którego od razu skierowała swoje kroki. Stojąc już przed drzwiami, zdała sobie sprawę, iż do zamknięcia zostało zaledwie kilka minut. Zdecydowanie nacisnęła klamkę i przekroczyła próg. Przy kasie stał młodzieniec, który ujrzawszy nowo przybyłą osobę, zmarszczył brwi z irytacją. W lokalu nie było już innych klientów, a wszystko wydawało się już posprzątane.
— Czy mogłabym jeszcze zamówić coś do jedzenia? — spytała, a jej głos zabrzmiał nienaturalnie głośno w panującej ciszy.
— Zaraz zamykamy — mruknął w odpowiedzi chłopak. Wpatrzone w Phoebe niebieskie oczy wydawały się zimne jak lód.
Czarownica nie mogła go winić za brak entuzjazmu. Gdyby była na jego miejscu, sama najchętniej wróciłaby do domu po długim dniu pracy. Unoszący się w powietrzu zapach przypalonego oleju też nie mógł pozytywnie wpływać na pracowników, w szczególności o tej godzinie.
— Zapłacę podwójnie — zaoferowała, chociaż wcale nie była przekonana czy ma przy sobie wystarczającą ilość gotówki. — I pomogę przy sprzątaniu — dodała, chociaż ta perspektywa niezbyt jej się uśmiechała.

Valery? Krótkie trochę, ale nie umiem w początki :<

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Szablon
synestezja
panda graphics